Imperial Stout z Left Hand Brewing

10
3005

Wiadomość o zarejestrowaniu Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych postanowiłem uczcić wielkim piwem. Miałem takowe w małej buteleczce dzięki Jacerowi. Przywiózł mi z Amsterdamu Russian Imperial Stouta z mikrobrowaru zza Oceanu. Krótki rzut okiem na stronę browaru pozwala nam stwierdzić, że to nasi. 😉

Wszystko zaczęło się w grudniu 1990 r. kiedy jeden z późniejszych założycieli Left Hand Brewing Dick Doore dostał w prezencie zestaw do wyrobu piwa domowego. 3 lata później wraz ze swoim przyjacielem ze studiów Erickiem Wallacem postanowili założyć browar. Początkowo miał on się nazywać Indian Peaks Brewing Company w hołdzie pewnemu plemieniu indiańskiemu. Niestety nazwa okazała się po trosze zajęta. Co prawda nie było takiego browaru, ale jeden z browarów tak nazwał swoje piwo. Zdecydowali się więc na Left Hand w hołdzie dla wodza o imieniu Niwot (Niwot w języku południowych Arapaho oznacza właśnie Lewą Rękę). W listopadzie 1993 r. znaleźli lokalizację dla swojego browaru w starej fabryce paczkującej mięso.

22. stycznia 1994 r. w 6 miesięcy od rozpoczęcia na poważnie myślenia o komercyjnym browarze, otwarto Left Hand Brewing. 6 miesięcy w Polsce to niestety abstrakcja. Tego samego roku w październiku na Great American Beer Festival, browar zdobywa złoty medal w kategorii Bitter i brązowy w kategorii Robust Porter. Po 16 latach na rynku, mają na koncie 15 medali Great American Beer Festival, 8 medali World Beer Cup (w tym złoto w 2006 i 2008 za Milk Stouta), 3 medale na konkursie European Beer Star (w tym 2 złote), złoty medal na International Stockholm Beer & Whisky Festival. Na przełomie 2008/09 roku zwiększyli moce produkcyjne do 35,000 baryłek piwa/rok, czyli ok. 40 tys hl/rocznie, mniej więcej tyle co browar w Czarnkowie.

Etykieta nie rzuca może na kolana, ale może kojarzyć się z indiańskimi klimatami. Na krawatce i kapslu, a także na etykiecie, charakterystyczne logo z czerwoną ręką.

Po przelaniu widzimy smoliście czarne piwo (choć w tego typu szkle, nawet gdyby było przejrzyste, to i tak by nie dało się tego stwierdzić). Piana jest skąpa, ale czy przy ponad 10% alkoholu mogłaby być inna. Beżowa, redukuje się szybko do resztek, próbuje oblepiać szkło.

W zapachu gorzka czekolada, praliny z nadzieniem nugatowym, piernik toruński w czekoladzie, cukierki trufle. Wysycenie niskie. W smaku jak płynna czekolada z likierem, genialne. Jest co prawda słodkie, ale tej słodyczy jest akurat tyle, żeby przykryć alkohol. Ten ostatni jest wyczuwalny, ale w życiu bym nie wpadł na to, że jest go 10,4%. Goryczka wyraźnie zaznaczona, ale bynajmniej nie przytłaczająca, a właśnie taka jak w gorzkiej czekoladzie z 70-80% zawartością kakao.

Pod światło można zobaczyć, że jednak światło potrafi przebić barwę, jest brunatna, z bardzo dużą ilością drobinek osadu drożdżowego. Piwo jak widać jest refermentowane w butelce, co tylko przydaje mu splendoru i podobieństwa z naszymi piwami domowymi. Niestety nie wiedziałem, kiedy nastąpi okazja godna otwarcia tej buteleczki, wiec piwo leżakowało ostatnie tygodnie w pozycji leżącej w lodówce. Musiałem je ewakuować z piwnicy w trosce o etykietę.

Podsumowując, piwo jest godne tej wielkiej radości, która mnie dziś przepełnia. Mam nadzieję, że już niedługo polski browar rzemieślniczy, założony przez piwowara domowego, wypuści podobnie genialne piwo.  Bo Russian Imperial Stouta piłem już z dwóch browarów domowych i oba były wyśmienite.

PS: Dodam jeszcze, że Eric Wallace występuje w klipie I’m a Craft Brewer (szukajcie charakterystycznej czerwonej ręki).

10 KOMENTARZE

    • Co zrobiłem i opisałem „Pod światło można zobaczyć, że jednak światło potrafi przebić barwę, jest brunatna, z bardzo dużą ilością drobinek osadu drożdżowego.”

Leave a Reply to kopyrCancel reply