1000 IBU – sierpień miesiącem trzeźwości?

71
3794

czy może antyalkoholowej histerii?

2 (7)Zdaję sobie sprawę, że tym tematem jadę trochę po bandzie, ale taka ma też być formuła cyklu 1000 IBU, więc zapnijcie pasy, otwórzcie piwo i jedziemy* z koksem. Na piwnych blogach piwnych czy forach bardzo rzadko pojawia się problematyka alkoholu i alkoholizmu. Gdzieniegdzie nawet lansuje się teorię, że piwo to nie alkohol. Otóż piwo zawiera alkohol. Piwa pijemy coraz więcej. Czy to oznacza, że Naród się nam rozpija? Wg Newsweeka i PAPu zdecydowanie tak. Pozwolę sobie na sceptycyzm wobec tych tez.

 

*oczywiście nie jeździmy po alkoholu, bo jak się po nim przejedzie to już się go nie da raczej wypić.

71 KOMENTARZE

  1. Bardzo mi się podoba cykl, ciekawe tematy poruszasz.
    Sam uważam że jestem na etapie degustacji, wypijam max jedno dziennie a jeśli mi nie smakuje bez cienia wątpliwości wylewam do zlewu 😀
    Więc chyba źle jeszcze ze mną nie jest… 😉
    A swoją drogą sierpień miesiącem trzeźwości… kapelani trąbią o tym na ambonach, po czym udają się w centrum i raczą się lampką wina przed publiką 😉 😀

  2. Z tą wsią to pewnie trochę tak, że z tego co trzeciego abstynenta to co drugi jest zaszyty, albo niepijący alkoholik 😉
    no i mnóstwo ludzi ze wsi wyjechało, zasilić szeregi pijących w miastach

  3. Odnośnie ilości wypitego alkoholu-a czy ktoś sprawdził ile w tym czasie osób wyemigrowało? Bardzo wielu młodych mężczyzn-mieszka obecnie poza granicami. I tam jest piątkowe upijanie się. I to w dużych ilościach.

  4. Niepotrzebnie aż tak się Pan oburza, Panie Tomku. Nie ważne co o nas piszą, ważne jest, że piszą. Jeżeli temat piwowarstwa domowego/rzemieślniczego pojawia się w gazecie z tak ogromnym nakładem jakim może cieszyć się Newsweek, to jest to tylko i wyłącznie świetna reklama. Na pewno cała rzesza ludzi czytając ten artykuł zamiast myśleć o alkoholizmie, pomyśli sobie: „o kurcze, to można robić piwo/cydr/wino w domu?” i dzięki temu zyskamy kolejnych kulturalnie pijących.

  5. Jakbym miał zostać alkoholikiem pijąc takie piwo jakie pije, to albo musiałbym zarabiać 15 000 zł miesięcznie, albo wziąć kredyt tylko na picie 😀 …
    Ogólnie nie rozumiem całej tej nagonki i stereotypów dotyczących pijaństwa w Polsce, bo dużo częściej zdarzało mi się widzieć nawalonych obcokrajowców, niż Polaków i jakoś nikt nie mówi, że Włochy, Niemcy, Anglia mają problemy z alkoholizmem, tylko zawsze mówi się o tym, że wschodnia Europa przywozi te problemy do nich. Dla tych co tak mówią powiadam podążając za Garetem – Fucking joke. Oczywiście statystyki mówią, że najwięcej pijanych kierowców łapanych w Wielkiej Brytanii pochodzi z Polski i Litwy, ale to wynika raczej ze względów ekonomicznych — Anglik weźmie taksówkę, a Polakowi będzie szkoda. Dzięki temu królowa nauk oszustów i cinkciarzy (statystyka) pozwala udowodnić wszystko.

  6. z tym miesiącem abstynencji to chodzi chyba o nałożenie na siebie jakiegoś ograniczenia, jakiegoś wysiłku, a nie o sam alkohol. co do parpy-skoro istnieje w ogóle tak absurdalna instytucja to nie jest dziwne, że urzędnicy gadają, to co gadają, muszą przecież jakoś się wykazać, udowodnić, że są przydatni i robią coś ważnego. zeby mowić o niskich cenach alkoholu w sytuacji gdy koszt produkcji flaszki wódki wynosi ok 2 pln a w sklepie 18-20 to… smutne jest to, że wielu ludzi chce aby państwo zajmowało się w ogóle taką działalnościa jak parpa. więcej kretyńskich przepisów, więcej instytucji, więcej urzędników, wyższe podatki, większe zadłużenie. dziwię się, że urzędnicy z parpy nie zaproponowali jeszcze ograniczeń w sprzedaży kefiru-to też ma alkohol i pija to dzieci!!! czekam aż inni urzędnicy zakażą sprzedaży dzieciom herbaty i kakao- to są narkotyki, które oprócz alkoholu z kefiru doprowadzą do tragedii…

    • Kolego! Jeżeli szef parpa twierdzi, że w ostatnich latach zwiększyło się w Polsce spożycie alkoholu, to jest on nieskutecznym szefem agencji. Dalsze wnioski powinien wyciągnąć już ten/ta, który/a wyznaczył/a go do kierowania agencją.

      • a jak ten człowiek miałby niby spowodować zmniejszenie spożycia? i jeszcze wazniejsze pytanie- dlaczego on mialby to w ogole robic? przeciez ta instytucja jest tylko po to aby zatrudnic w niej znajomych/działaczy, zresztą dużo lepiej niech oni już biorą kasę i nic nie robią, najlepiej zeby do urzedu przychodzic nie musieli, odpadnie koszt utrzymania budynku, telefony itd, jeszcze lepiej, zeby nie mieli zadnej mocy sprawczej i nie utrudniali ludziom życia

  7. Picie wodki na weselach ma swoj sens, rosolek, wodeczka, sledzik, wodeczka, kaczuszka, wodeczka, troche zabawy, wjezdza swiniak, wodeczka, suma sumarum czlowiek wychodzi trzezwy, wiekszosc pamieta, a do tego nie ma oporow zeby zaprzyjaznic sie z reszta gosci/rodziny, przelamac lody i dobrze sie bawic, degustujac piwo raczej o to ciezko. Mysle ze mozna powiedziec, w kontekscie Twojego ostatniego wstepu do natemat.pl ze polska kultura picia jest troche hybrydowa, z jednej strony chetnie raczymy sie piwkiem, z drugiej potrafimy walic bimber szklankami, wszystko zalezy od kontekstu, wrecz bym rzekl ze jestesmy bardzo alkoholowo elastyczni 🙂

    Co do akceptacji spolecznej jazdy „po pijaku” jest ona proporcjonalnie mniejsza do wzostu ruchu drogowego od tych wspomnianych przez Ciebie 10 czy 20 lat.

    piatek, piateczek, piatunio, juz jutro 😉

    • 10 lat temu z tego co pamietam bylo 10 razy mniej samochodow. Jazda po alkoholu jest medialna i dlatego o tym trabia. Jakos nie zdarza sie zeby podawali ile z wypadkow spowodowali pijani i jak odsetek zlapanych to byli tzw ci co pili przed jazda a jaki to ci ktorzy pili dzien przed. To taki temat zastepczy, zeby nie bylo dyskusji o bezpieczenstwie na drogach, jakosci drog i kulturze jazdy. W USA ginie wiecej ludzi na drogach niz u nas w przeliczeniu na 1000 mieszkancow, problem pijanych kierowcow jest tak samo powazny a moze powazniejszy bo tutaj mozna jechac po pijaku byle wolno i zgodnie z przepisami i policjant nie ma prawa Cie zatrzymac, czyli dopoki nie zygzakujesz i nie pomykasz jak strzala mozesz byc pijany w trzy du….

      A co do picia wodki, to wodke sie pije z bardzo bliskimi znajomymi/rodzina i na specjalne okazje, a piwo to napoj „codzienny” ktory mozna wychylic z kazdym 😀

      • 10 lat temu było 11 milionów, obecnie jest 19.
        Tutaj wykres:

        Reszta wypowiedzi, w tym o temacie zastępczym „pijani kierowcy”, to taki sam babol jak z 10 krotnie mniejszą liczbą samochodow osobowych 10 lat temu.
        Jeszcze ta genialna myśl o braku związku między kierowaniem po pijaku a kulturą jazdy i bezpieczeństwem na drogach.

        • Masz racje z tymi samochodami. A to gdzies miedzy wierszami wyczytales o tym braku zwiazku miedzy jazda po pijaku a kultura jazdy. Ja niczego takiego nie napisalem. Natomiast pewne jest ze wiekszosc wypadkow powoduja trzezwi kierowcy jezdzacy jak wariaci.Pewnie jakis babol cie gdzies uciska skoro sie tak unosisz.

        • ps. Bede tak mily i postaram sie wytlumaczyc o co mi chodzilo. Przeprowadz sobie eksperyment myslowy: pomysl ilu znasz ludzi ktorzy jechali kiedykolwiek, podkreslam kiedykolwiek (dziadek w 1952 tez sie liczy) pijani pojazdem mechanicznym (rowerem nie liczymy), powinienes zmiescic sie na palacach jednej reki (a po pijaku jezdza wszystkie grupy – kobiety/mezczyzni, profesorowie/lekarze/prawnicy/slusarze i bezrobotni, wiec jesli wyszlo Ci 0 to masz szczescie albo nikt juz sie tym nie chwali jak 20 lat temu), a teraz pomysl ilu z twoich znajomych notorycznie przekracza dozwolona predkosc, nie ustepuje pierszenstwa pieszym i rowerzystom, wyprzedza w miejscach niedozwolonych, pewnie nie zmiesciles sie na wszystkich palcach, no chyba ze akurat jestes odludkiem obracajacym sie w srodowisku ludzi ktorzy nie uzytkuja pojazdow mechanicznych.

          Jazda po pijaku jest Be, ale co dlugi weekend masz w mediach trabienie o tym ile to pijanych kierowcow zlapano, a nikt nie trabi o tym ilu zlapano poje…. jadacych 50km/h powyzej ograniczenia czy ilu wyprzedzajacych na podwojnej ciaglej czy przejsciu dla pieszych. Po takim komunikacie przecietny Polak mysli sobie, o to Ci zle pijane obszczymury tworza zagrozenie na drogach, bo przeciez nie ja trzezwy kierowca pomykajacy 70km/h na 50, a droga hamowania rosnie z kwadratem predkosci i zaczynajach hamowac przy 70 walniesz w przeszkode z 50, gdybys w tym samym momencie zaczal hamowac z 50 to bys zatrzymal sie przed przeszkoda.

          USA pokazuje ze sama infrastruktura nie wystarczy i mimo autostrad ilosc ofiar smiertelnych nie jest mniejsza niz w Polsce, bez zmian w mentalnosci i kulturze jazdy, bedzie jak z odchudzaniem na dietach cud, efekt jo-jo. A pijani kierowcy to margine. Ale moze to babol, nie wiem jak to teraz w polskim internecie jest, moze w dyskusji chodzi tylko o wyzwanie matki oponenta, nazwanie jego samego idiota, a jego przemyslen babolami. Jesli tak to przepraszam i nastepnym razem postaram sie dorownac intelektualnie do tego poziomu.

        • „pomysl ilu znasz ludzi ktorzy jechali kiedykolwiek, podkreslam kiedykolwiek (dziadek w 1952 tez sie liczy) pijani pojazdem mechanicznym (rowerem nie liczymy), powinienes zmiescic sie na palacach jednej reki ”

          Nie mieszczę się nawet na dwóch, chociaz nie jestem strazakiem ani też pracownikiem pogotowia, ani lekarzem, ani policjantem.

          Tak na szybkiego wymienie tylko kilka w kórych doszło do powaznych wypadków, pomniejsze pomijam, bo wówczas i palców u nóg by mi zabrakło.

          1.
          16 lat temu byłem naocznym swiadkiem jak męzczyzna zabił 17 latkę, a kolejne pięc małolaty potrącił, miał 2,5 promila.

          2.
          W tym samym okresie, ale w zupełnie innym miejscu, w tzw. trasie, dokładnie w Janowie Lubelskim, byłem świadkiem jak leśnik (byl w mundurze) pijany jak świnia, o mały włos nie doprowadził do czołowego zderzenia z nadjeżdzajacym z naprzeciwka tirem,.
          Tego pisku opon zaladowanego tira do dzisiaj nie zapomnę, a co najwazniejsze, stalismy na poboczu kontrolowani przez policję.
          Policjant tez to widział, malo nie dostał zawału:), jak sie okazało to byl jego koleś i …kazał mu jechać dalej.

          3.
          7 lat temu widziałem rozbite BMW, które dachowało, w którym kierowca którego znam osobiście cudem przeżył- podczas dachowania wypadl z samochodu. Miał ponad 2 promile i wczesniejszą calonocną balangę za sobą. Na szczęście nikomu nic sie nie stało, kierowca uciekl z miejsca wypadku, jednak po dwóch godzinach był już zatrzymany przez policję, po roku widziałem, że jeżdzi na nowo.

          4.
          5 la temu byłem na pogrzebie 19 letniej żony mojego kuzyna (osierociła jedno dziecko), która zginęła gdy kierowany przez nietrzeźwego samochód nie wyrobil na łuku drogi i wpadł do rowu, wracali z dyskoteki, kierowcy nic się nie stalo, uciekl z miejsca wypadku, trzy osoby ranne, jedna zabita, samochód gówniarzowi kupili rodzice i to byl juz jego drugi taki wypadek, poprzedni nie został zgłoszony na policję, samochód zostal skasowany na złomie, więc …kupili mu drugi.

          5. Gdzieś około 5 lat temu, mój sąsiad, rozwalił się maluchem, tak że po tym zapisal się u proboszcza do abstynentów, czy jak to się tam nazywa. Mial poobijaną głowę, lezał w szpitalu.

          6.
          3 lata temu, kilkanaście metrow od mojego domu, jegomość nie wyrobil na zakręcie, wywalił samochodem w ogrodzenie i dachował. Widziałem jak uciekał z miejsca wypadku z krwawiącą głową, oczywiście pijany jak świnia. Na szczęście nikt nie ucierpiał.
          Sprawa byłaby nieznana policji, gdyby niefart, że samochód dachując całkowicie zablokował przejazd drogą.
          Wcześniej za pijaństwo wyleciał z pracy.

          7.
          Niemalże w tym samym miejscu, w podobnym czasie zginąl mój sąsiad nałogowy alkoholik, gdy pijany wtargnął pod samochód.
          Niby to pieszy, wszak rowerzyści mieli byc nie brani pod uwagę, a jednak go zaliczę, bo dlaczego dyskryminować pijanych pieszych wchodzących pod nadjeżdzający samochód?

          8.
          Opowieść mojego kolegi, zawodowo jeżdzacego samochodem dostawczym o tym jak z jakiejś tam okazji zrobili wielkiego grila, gdzies na wodą, na który przyjechal też kierowca gruszki (tej od betonu), który po przyjeżdzie na miejsce, otworzeniu drzwi, po prostu wypadł z kabiny.

          9.
          W ubieglym roku, w czerwcu,, gdy jechalem rowerem, gdzies około 24 natknąłem sie na wypadek -straż, policja, pogotowie, czyli pełna dyskoteka,
          Na drugi dzień w internecie dowiedziałem się, że 5 młodych meżczyzn wracało z ogniska, kierowca pijany, jedna osoba zginęła, cztery ranne.

          Ja wiem, że wedlug „najszczerszych” zapewnień, nikt nie mial takiego przypadku osobiście, ani w rodzinie, ani też nie był świadkiem, jak również nigdy nie widział nikogo po pijaku wsiadającego za kierownicę, tudzież wysiadającego… niczym podczas zeznań przed pamiętną sejmową komisją ds. afery Rywina: nikt nic nie wie, mało kogo zna, nic nie pamięta.

        • „USA … . ”

          Leżymy w Europie i mamy sie do czego porównywać, a tutaj przytoczę cytat:

          „W Polsce ginie 10 osób na 100 wypadków i jest to trzy razy więcej niż wynosi średnia europejska. Jest to najwyższy wskaźnik śmiertelności w wypadkach drogowych w UE.”

  8. „spozycie alkoholu wzroslo o 30% w latach 2000-11” – informacja jest oczywiście fałszywa, prawdziwą jest „”sprzedaż alkoholu wzrosła o 30% w latach 2000-11”.
    I wcale się temu nie dziwię, bo jak moja pamięc mnie informuje, przez ten okres ceny alkoholu (piwo, wódka) nominalnie są takie same, czy alkohol realnie niesłychanie staniał.
    Minimalna pensja brutto w roku 2000 wynosiła 700zł, w roku 2011 1386zł.
    Zwykłemu człowiekowi przestało się opłacać interesować domową produkcją alkoholu (mam na mysli głównie bimber) a dotychczasowi bimbrownicy liczebnie się wykruszyli przez okres tych 11 lat. Wiecej ubyło niz przybyło.
    Poszperałem w internecie i pamięc mnie nie zawiodla, oo cytaty:

    „Urząd Statystyczny w Szczecinie, opublikował najnowszy rocznik statystyczny województwa zachodniopomorskiego. Publikacja zawiera bogaty zestaw …
    ….
    Pół litra wódki czystej Polonaise (40%) w 2000 roku kosztowało 25,22 zł, by w 2010 roku potanieć do 19,66 złotego.”

    „….to jego średnia cena spadała. O ile w 2009 roku wynosiła 5,27 zł za litr, to np. w marcu 2012 roku było to już tylko 5,06 zł.”

    „w 2009 roku nastąpil wzrost akcyzy na piwo o 13,6%”

    Z danych jakie znalazłem wynika, że srednia cena litra piwa w roku 2001 wynosiła 5zł, a w roku 2003 było to 4,9zł.

    • Patrząc na te dane, może powiedzieć, że Brzózka z PARP odnośnie ceny piwa ma pełną rację, jest ona niska.
      Realnie jego cena spadla dwukrotnie licząc do pensji minimalnej na przestrzeni lat 2000-11, a co najważniejsza ona nadal spadała w latach 2012-13, obecna minimalna brutto to 1600zł, w przyszlym roku 1690zł i wszystko zapowiada, że w 2020 osiagnie trzykrotność tej z roku 2000, a ceny piwa stoją w miejscu.
      Natomiast używanie tego argumentu, jako usprawiedliwienia dla wysokich cen swoich piw -jak sie ma 5zł do 25zł jako średniej ceny piw kopyroboacyjnych?!- jest odstawianiem przez Imć Kopyrę zwykłej szopki.

      Brzózka nie ma racji co do tego, że problemem w piwie jest tylko alkohol.

      • A co powiesz na to: cena piwa Bavaria w NL jeszcze za czasów guldenów – 0,55guldena, pensja 3tyś guldenów. 🙂 Za 0,45guldena też można było kupić piwo.

        Tam pierwszy raz zacząłem kupować piwo na skrzynki. 😀

        • Odpiszę, że jeśli piwo jest za tanie, to jest równie źle gdy jest zbyt drogie. Mam nadzieję, że za 20 lat nie będzie 'stylistyki’ kupowania piwa na skrzynki, bo to niczemu dobremu nie służy, szczegolnie renomie piwa jako wartościowemu trunkowi, o którym to braku renomy tak wielu ma pretensje.
          O zdrowiu nie wspominam, niech każdy sam o sobie myśli, taki oto cytat:
          „Według Siemińskiego (2001) około 64% spożywanych N-nitrozoamin przez Niemców pijących statystycznie powyżej 150 litrów piwa na osobę /rok pochodzi właśnie z tego źródła. ”
          Przekladając to na nasze realia, czyli gdy spozycie osiagnęło 100l, zatem blisko połowa tych związków (43%) pochodzi z tego źródła, czyli piwa.
          Podobno technologia produkcji słodu odrobinę poszła do przodu, zatem ten wskaźnik powinien być nieco niższy, ale myślę, że to będzie korekta o 1-2%, nie więcej.

          100 litrow, to jest 200 butelek rocznie, tygodni w roku mamy 52, czyli wypada 4 piwa tygodniowo. Niewiele.

        • W NL widziałem gościa, który na wózku wywoził ze sklepu 14 skrzynek. :)) Fakt, kracie po 12 piw i 0,33l.

          Nam z kumplem schodziły 4 skrzynki po 12 piw tygodniowo.

          Tam polubiłem piwa w butelkach 0,33l. Po robocie jedno, do obiadu drugie, wieczorem dwa i nawet we łbie nie szumiało.
          U ciotki, starszej osoby zawsze stała kracia. Po co? A bo przyjedzie syn i będzie chciał wypić piwko to musi być. 😀 To był rok 1993. U nas piwo kupowało się na sztuki, tam na skrzynki. Na ulicy zataczającego się człowieka nie zobaczysz. Po jednym małym piwku, ciotka nie chciała wypuścić mnie do sklepu, bo czuć od ciebie piwo, a to wstyd jak ktoś wyczuje. 😀 😀

          To takie różnice kulturowe.

        • W Niemczech piwo nominalnie jest tańsze niż w Polsce. Uwzględniając siłę nabywczą jest skandalicznie tanie. Podobnie w UK. Słyszałeś, żeby ktoś mówił, że Niemcy to alkoholicy? Zwykle kupują piwo na kisty.

          I jeszcze mały cytat odnosnie tych nitrozoamin – Ci „co nie piją i nie palą, bardzo zdrowi umierają”.

        • Ceny piw w Niemczech to skandaliczny skandal, bo można kupić butelkę bardzo dobrego piwa w cenie poniżej 1 euro, czasem nawet mniej (taki Kostrizer kosztuje przeciętnie 0,61 euro, Berliner na poziomie 0,57 euro).
          Z UK jest trochę podobnie jak w Polsce jednak, przynajmniej jeżeli chodzi o craft beers.

        • „bo tu żadnych szczegółowych informacji nie ma, po prostu pan Siemiński tak szacuje ale nic nie wiadomo, skąd takie szacunki i na czym się one”

          Mylisz się, gronkowiec to nie Siemiński, ów gronkowiec tylko cytuje pracę naukową Siemińskieg, w jego pracy są źródła, gronkowiec cytuje tez inne źródla naukowe, poza tym źródeł jest więcej, choćby badania Sanepidu albo tej drugiej, w których badano stężenie nitrozoamin w piwie, bo np. na slód są ścisłe normy, których nie wolno przekraczać.
          Zresztą jak to skomentowal ktoś na forum wedliniarskim, książki z lat 80ych mówia o tym więcej niz te współczesne, gdzie na co czwartej stronie jest reklama branżowa. Skutecznie omijają ten temat, by nie zepsuć sobie interesu.

        • w informacjach, jak mniemam tych, na które się powołujesz sa m.in takie dane: źródło nitrozoamin to smażony bekon, wędzonki mięsne i rybne do 440 jednostek na kg, wino 10-21 jednostek na kg i piwo… uwaga-0,1 do 0,5 jednostki na kg, czyli przyjmując górne stany dla mięsa i piwa, zjadając kilogram wędzonych ryb np wchłaniamy tyle nitrozoamin ile znajduje się w… 880 piwach

        • Kiedys czytalem taki abstrakt medyczny, że jeśli jest rozpoznanie raka jelita grubego i pacjent był/nałogowym palaczem, to szanse na jego wylecznie wynoszą 0.
          Bez sensu, co nie? Co ma palenie do jelita grubego?
          A to właśnie nitrozoaminy.

        • Zwracam uwagę, że nie chodzi ile tego jest w kilogramie, tylko o coś podobnego, ale nieco innego, czyli „ile jest tego w kilogramie/litrze’ pomnozone przez roczne spożycie.
          I tutaj wychodzi smutny obraz, gdzie niestety ale piwo przy spozyciu tylko jednej butelki dziennie, odpowiedzialne jest za ponad 60% nitrozoamin.

  9. Co do użytych argumentów „weselnych”, jako świadczacych o spożyciu, to niestety, ale są one autentycznie komediowe, podobnie zresztą jak stylistyka wypowiedzi 'tysiąca ibu”.
    Styl picia, zwanym potoczoniem chlaniem wódki i jej podobnych zdecydownaie odchodzi wraz ze zmieniającym sie pokoleniem, upływ czasu jest nieuchronny, a takowy styl picia dodatkowo przyspiesza ten proces.

    Identyczny proces bedzie miał miejsce w piciu piwa. Jeszcze obowiązuje wsród piwoszy pozytywne okreslenie sesyjności (używane tez przez autora bloga), oznaczające chlanie piwa litrami, nadzwyczaj szkodliwe dla zdrowia, za kolejne 20 lat na pewno ten bezumiarowy styl picia zaniknie z powodów jak powyżej.

    • Co oznacza dla ciebie „chlanie piwa litrami”, od ilu zaczyna sie litrami? Czterech piw w piatek? Wydaje mi sie ze nie dozyjesz swojego wymarzonego swiata w ktorym picie „bezumiaru” zaniknie, no chyba ze ludzkosc przerzuci sie na cos innego. Ale zycze oczywiscie milego zycia w marzniach.

  10. Wszystko Tomku bardzo pięknie. Podpisuję się niemal pod wszystkimi wypowiedziami, ale…
    Mnie również znacznie bardziej odpowiada propagowanie „zdrowego” spojrzenia na piwo jako ekskluzywny trunek do degustacji.
    Mimo wszystko w akcji sierpnia biorę udział regularnie, bo mimo wszystko jest to pewnego rodzaju świadectwo dla tych,którzy nie wyobrażają sobie imprez w postaci chrztów, wesel, wyjazdów integracyjnych BEZ alkoholu. Wierzcie lub nie, ale to przynosi pozytywne rezultaty.

    Oczywiście wszystko pozostaje kwestią indywidualnego wyboru. Akurat w tym roku doskonale się złożyło, bo sierpniowe zobowiązanie powstrzymuje mnie
    przed wcześniejszym zabraniem się za konsumpcję najnowszej warki 🙂 Dzięki temu nie mam wyjścia i muszę odczekać jeszcze 2 tygodnie… Za to Chmielozaur
    American Bitter (dzięki Tomku za inspirację i natchnienie do zabrania się za piwowarstwo domowe!) dojrzeje.

    Ostatnia kwestia to alkoholizm.
    Tu sprawa jak zwykle śliska, bo ta choroba ma różne postacie. Można być alkoholikiem NIE UPIJAJĄC się NIGDY. Wystarczy regularnie
    konsumować stałą dawkę alkoholu przez całe życie. Natomiast nie zmienia to faktu że całe życie takiego „nieupijającego się” ale uzależnionego
    człowieka kręci się wokół alkoholu.

    Tyle ode mnie.
    Pozdrawiam i dzięki za ciekawe felietony!!
    .

  11. Jeszcze skomentuję zawartość merytoryczną i brak elementarnej wiedzy autora.
    Otóż, praktyka wprowadzenia tego miesiąca jako wolnego od alkoholu powstała w trakcie strajków sierpniowych w roku 1980, zrobili to związkowcy na terenie strajkujących zakladów i wystosowali taki apel do całego społeczeństwa (okres cenzury), natomiast Episkopat oczywiście ich w tym poparł udostepniając swoje kanały informacyjne i formalnie wprowadzil to jako święto(?), nakaz(?) (chyba sami nie wiedzą co to jest) dwa lat poźniej.

  12. Felieton kontrowersyjny i o to chyba w tym cyklu chodzi.
    Mnie jednak od zawsze głęboko zastanawiał inny aspekt spożycia alkoholu w naszym kraju. Otóż nasuwa mi się takie pytanie: czy aby na pewno wszyscy, a szczególnie politycy i przedstawiciele władz zdają sobie sprawę z tego, że im więcej mamy w kraju nałogowców (palaczy także) tym więcej ich kochanych pieniążków spływa do budżetu?
    Nie leży w interesie państwa ograniczanie spożycia, tym bardziej, jeśli koszty walki ze skutkami nałogów (społeczne i zdrowotne) spadają zwykle na innych „rządzących”.
    Moim zdaniem to jest prawdziwy dramat i szczyt hipokryzji. I w tym także widzę przyczynę pozoranctwa ds. walki z nałogami, zwalania winy na kogo tylko się da i rzucania kłód pod nogi drobnym wytwórcom. I jestem prawie pewien, że niedługo już pojawią się „sponsorowane” artykuły piętnujące piwowarstwo domowe i rzemieślnicze, wystarczy że na wiejskiej ktoś zobaczy w tym konkurencję i ograniczanie wpływów do budżetu.

    Jeszcze inny aspekt to moim skromnym zdaniem czysta (to dobre słowo w tym kontekście) ekonomia. Alkoholizm jest charakterystyczna dla krajów/obszarów/dzielnic/kręgów o najniższych dochodach. krótko mówiąc dla ludzi ubogich. Wybierają oni proste i tanie środki, które znacznie szybciej i skuteczniej uzależniają. Alę uważam, że warto się zastanowić nad przyczyną tego zjawiska. Jestem pewien, że gdyby ludzi stać było na kupno lepszych jakościowo alkoholi to z czasem wybierali by smaczniej zamiast więcej. Na swoim przykładzie widzę to wyraźnie. Warzę piwo w domu, bo mnie po prostu nie stać na piwo w sklepie. I to jest chyba jedyna słuszna droga do minimalizowania skutków alkoholizmu – skupienie się na poprawie jakości życia społeczeństwa i zwiększeniu jego dochodów a nie operowanie durnymi statystykami i tworzenie hipotez na swój użytek. No ale wiadomo, łatwiej gadać niż robić 😀

    • „Nie leży w interesie państwa ograniczanie spożycia, tym bardziej, jeśli koszty walki ze skutkami nałogów (społeczne i zdrowotne) spadają zwykle na innych „rządzących”.”

      To nie jest prawda, sprawy wyglądają zupełnie inaczej, mówil o tym kiedyś ś.p. Religa, gdy był ministrem zdrowia,w takim radyjku z Torunia, przez pewnego posła SLD nazwanego z mównicy sejmowej 'Radio Ma Ryja’, w programie na żywo, jeszcze przed i już w trakcie choroby, a zmarl on w wyniku nałogu właśnie, o czym też mówił.

      1. Skutki leczenia spadają na całe społeczeństwo, bo leczenie z chorób wynikających z nałogów nie pokrywają „inni rządzący”, ale składkowy system zdrowotny. 'Rzadzący” nic nie dają ze swojej kieszeni – ani dróg, ani leczenia, ani emerytur, ani zasiłków, oni mają tylko, jak to ostatnio okreslil jeden minister, monopol na przemoc.
      2. Ale koszty z punktu 1 pierwszego, są tak naprawdę pomijalne -to juz słowa ś.p Religii- gdyż zyski państwa wynikają z tego, że nalogowcy żyja znacznie krócej i nie trzeba im wypłacać emerytur ani wieloletnich rent, gdyż zwijają się przed czasem i bardzo szybko.
      Mówil o tym wprost min.Religa i miał rację. Nałogowcy płacą wysokie podatki za swój nałóg, płacą inne haracze jak ZUS, ale i tak z niego nie skorzystają.
      Jeśli ktoś nie wierzy, to niech sobie odszuka te audycje sprzed 6-7 lat na stronie radyjka, w jego archiwum.

      • To jest prawda – jeśli mówimy o interesach państwa i potwierdzasz to zdaje mi się w dalszej części swojej wypowiedzi. Nie leży podwójnie i koniec kropka.

        A jeśli miałeś na myśli koszty, to faktycznie ciutę niefortunnie to ująłem, nie spodziewałem się tak drobiazgowej analizy 😀

        Miałem bardziej na myśli odpowiedzialność, ale skoro już analizujemy, to bezpośrednie koszty także, bo raczej znikomy odsetek zachoruje podczas jednej kadencji. Ale to czepianie się słówek.

        Sądzę, że zdajemy sobie sprawę (przynajmniej ja sobie zdaję) że wspomniani „rządzący” nie łożą na nasze leczenie z własnej kieszeni. Przepraszam za skrót myślowy – już nie będę bo jak widzę z powyższych Twoich wypowiedzi, dość dosłownie traktujesz takie uproszczenia a ten blog raczej nie służy do wzajemnego poprawiania się 🙂

    • No nie, to jest akurat spłycanie zagadnienia. Alkoholizm to choroba bardzo demokratyczna. Może dotknąć bezdomnego, tak samo jak prezesa korporacji, sędziego, księdza czy profesora uniwersytetu. Tylko Ci drudzy nie piją na widoku.

      Polecam kawałek „Największa armia świata” Kultu.

      • Być może w jakiś sposób można to nazwać spłyceniem, ale to prawda Tomku i jeśli naprawdę uważasz, że profesor i bezdomny maja takie same szanse w walce z alkoholizmem, to tak samo mijasz się z rzeczywistością jak bohater Twojego felietonu. Nie wmówisz mi, że wśród ludzi zamożnych jest taki sam odsetek alkoholików jak wśród ludzi skrajnie ubogich, tylko chlają po domach.
        Zgodzę się, że „może dotknąć”, ale jest przepaść pomiędzy „może” a „dotyka”.

  13. jako ze zawodowo zajmuje sie uzaleznieniami wydaje mi sie ze najbezpieczniej nie wpasc w picie nawykowe czyli codzienne. czy reset raz na tydzien jest gorszy niz dwa piwka 7x tygodniowo to jak dla mnie mocno dyskusyjna kwestia.
    moim skromnym zdaniem trzeba robic przerwy i to nie jednodniowe. np pije dwa piwka piatek sobota niedziela, potem luz i nie pije do nastepnego piatku.
    oczywiscie racja jest jak dupa i kazdy ma swoją…….

    • No właśnie. Miałem to tez wypomnieć autorowi bloga, jego brak elementarnej wiedzy, bo o powyższym schemacie, że łatwiej wpaść w nałóg poprzez częstsze picie mniejszych ilości, niż rzadkie, ale większych.

        • Rano wino, do obiadu również (cała rodzina zasiada), po obiedzie odpoczynek i wieczorem znowu. Fakt, jest jedna rzecz, o której się zapomina, że wino takie ma 7-8%, ale niektórych może przerazić fakt, że piją codziennie i systematycznie. Poza winem czasem się trafi jakiś alkohol też-ale raczej w formie degustacji, na trawienie, itd, nie żeby do spodu aż do dna. Ale to jest inna kultura mimo wszystko i dla nich to całkowicie normalne. Tak jak w Szwajcarii jest normalnie wyskoczenie przed pracą czy w trakcie pracy na kawkę i kirsch z croissant’em, gdzie u nas byłoby nie do pomyślenia.

    • Masz doświadczenia osobiste, czy posługujesz się obserwacjami i teorią? Nie pytam zaczepliwie, tylko z ciekawości.

      Niemal wszystkich kryteriów ogólnie dostępnych jestem alkoholikiem. Przekraczam dawki tygodniowe i miesięczne. I to od wielu lat.
      Ale jednak twardo stoję na stanowisku, że spożywam alkohol wyłącznie wówczas, kiedy mam ochotę, a nie kiedy mi na to grafik pozwala.
      I właśnie na własnym przykładzie opieram przekonanie, że nie ma to większego znaczenia czy regularnie czy na umór. To raczej próby odwrócenia uwagi od sedna.
      Znacznie ważniejszym kryterium jest poczucie – że muszę się napić i picie byle czego niż częstotliwość. Jako fachowiec jak to widzisz?

  14. Jeśli prawdziwy kościół namawiałby kiedykolwiek do abstynencji, to przeczyłoby to faktowi, że gros browarów jest w rękach zakonników, że nie wspomnę o destylarniach wytwarzających likiery klasztorne (co więcej, większość ciekawszych likierów powstała na podstawie receptur klasztornych: chartreuse, benedyktynka, woda karmelicka, arquebuse, etc). Jeśli więc z jednej strony mamy rzeczywiście poważny problem jakim jest choroba zwana alkoholizmem, z drugiej strony mamy chorobę zwaną abstynencją, a zapędy pro-abstynenckiego obecnego pseudo-kościoła-ograniczenie punktów, podniesienie cen, prohibicja-zawsze zwiększająca spożycie alkoholu po zakazie, jako żywo przypominają styl PRLu albo mroczne czasy Ameryki lat 20tych i lobby wielkich producentów i gangsterów, choć właśnie dzięki monopolowi państwo zarabia (tak jak było w kabarecie: „dlaczego pijesz? Powiedz,
    dla dobra ogólnego,
    rujnujesz zdrowie pijąc koniak czy choćby starkę,
    lecz jeśli pić przestanę?
    Wiem, zrujnujesz gospodarkę!”) czyli koło się zamyka a zastępy hipokrytów rosną.

    O. Jacek Kowalski OCop. pisał tak w książce wydanej przez „Klub Książki Katolickiej” notabene:

    Pan Bóg człowieka z gliny ulepił roztropnie, aby za dużo nie pił, bo wtedy rozmoknie. Jednakowoż z kolei gdy człek zbytnio suszy, jego existencya całkiem się rozkruszy. Trudne te problemata i doczesne plagi wymagają od zmysłów wielkiej równowagi.
    Jej sekret przed świeckimi został zatajony. Poznały go jedynie niektóre zakony.

    Statystyki zaś można między bajki schować, bo nie odzwierciedlają nawet badań socjologicznych-wg których w Polsce wykształciło się picie wiejskie-dużo, ale rzadko i picie miejskie-mało, ale często. Z którymi to też trudno się zgodzić biorąc pod uwagę i zmianę tradycji spożywania alkoholu, i zmianę przyzwyczajeń.

    • „czyli koło się zamyka a zastępy hipokrytów rosną”

      To nie jest zadna hipokryzja, tylko tak jest, że państwu opłaca się, gdy nie bedziesz pobieral emerytury, tylko z powodu nałogów szybciej zostaniesz wyrejestrowany z ewidencji.

  15. Wiekszosc francuzow wlochow itd pije regularnie.czyli nawykowo. To jeszcze nie uzaleznienie. Ale jak kopyr stwierdzil wieksza szansa ze sie przejdzie na ciemna strone mocy. W polsce pije nawykowo okolo 1mln doroslych. A uzalezni sie okolo 7 moze 10 procent. Pytanie na kogo padnie…….
    Jest prosty test na to czy ktos ma problem z alkoholem tzn czy kontroluje swoje picie.
    Jak potrafisz wypic jedno piwo i grzecznie sie pozegnac i zakonczyc to nie ma problemu. Jak twoja kontrola wyglada tak ze decydujesz tylko o pierwszym piwie a potem plyniesz czy pijesz wiecej niz zamierzales czy w ogole budzisz sie wpolach piec km za miastem to jest problem

  16. Najważniejsze są predyspozycje, nie da się zakwalifikować kogokolwiek, że jeśli wg jakichś wydumanych norm „nadużywa”, to od razu będzie skończonym alkoholikiem. W alkoholizm popaść może każdy-nie możemy mówić, że jedno piwo i schluB a jak dwa piwa to już problem, bo to tak nie funkcjonuje.

    Przeciętny pracownik winnicy wypija tygodniowo tyle i tyle wina (nie ważne ile-celowo nie podałem, bo na tym polega jego praca i właśnie tyle mniej więcej musi wypić), z jednej strony dla kogoś to będzie bardzo dużo, ale dla kogoś innego normalne spożycie, jednakże jeśli komuś jawi się ta ilość, że to mało (to ta osoba może mieć już problem).

    Nie ma czegoś takiego jak kontrola, albo pijesz dla przyjemności, i jeśli nie chcesz, to nie pijesz, albo pijesz bo masz potrzebę-bo musisz, są dwie drogi tylko. W przypadku, nas degustatorów, sommelierów, koneserów, etc ciężko jest popaść w alkoholizm (i jak na razie nikt nie popadł, wliczając w to producentów trunków rozmaitych na przestrzeni dziejów), bo znaczyłoby to, że musimy opróżnić nasz barek, piwnicę itd, a tam jest tyle alkoholu, że fizycznie to jest nie możliwe i nie ma sensu, ale jest przyjemność właśnie, że od czasu do czasu można sobie przynieść winko gruzińskie czy własne piwko czy wytoczyć z beczki troszkę miodu.

  17. Oj cos sie nie zrozumielismy. Moze byc test dwoch piw. Moze czterech. Moze i osmiu.ale utrata kontroli nad piciem to podstawowy objaw uzaleznienia. I ni ja to wymymyslilem. Alkoholik nie skonczy na jednym piwie.. moze teraz bedzie jasniej.
    Z drugiej strony trzeba powiedziec i uslyszalem to na ogolnopolskim zjezdzie naukowym ze ci co pija umiarkowanie zyja dluzej niz ci co pija szkodliwie i calkowici abstynenci. Zlotego srodka zatem zycze na wszystkim. Koniec

  18. Panie Tomku, z tym Kosciołem to jest tak że zakazuje nam wielu rzeczy. A co księża robią? Mój ksiądz w liceum w 4 klasie chodził z nami na piwo i to w koszuli hawajskiej.
    Teraz niestety jest gorzej. Jedno piwo na dzień lekarze nefrolodzy popierają !

  19. Taka ciekawostka związana z tymi statystykami: u nas aż 70 proc. sprzedawanego alkoholu wypija 17 proc. społeczeństwa, tymczasem na zachodzie rozkłada się to mniej więcej po równo. Tu rysuje się obraz części społeczeństwa, które znacznie nadużywa alkoholu i pozostałych pijących sporadycznie, mniej niż na zachodzie. Mamy jakieś zahamowania związane pewnie ze stereotypami: ktoś pije alkohol nieważne w jakich ilościach to pijak, ja jestem lepszy bo nie piję w ogóle albo od święta. Kultura picia jest taka że picie kojarzy się nie z wypiciem 1 piwa czy lampki wina ale picie na umór. Więc pewnie część społeczeństwa znacznie nadużywa alkoholu na granicy alkoholizmu, znaczna część nie pije lub pije od święta z obawy przed popadnięciem w alkoholizm albo z obawy przed reakcją innych.

  20. Popieram, ze nalezy promowac spozywanie poprzez degustacje.
    Dygresja odnosnie picia piwa w pracy.
    Pracowalem w Niemczech jako konsultant u klienta przez rok w Düsseldorf-ie. Gdy chodzilismy na obiad (przed godz. 12), niemcy z Monachium zawsze zamawiali do obiadu piwo (duze/male pils/weizen roznie). Nie bylo problemem to, ze zaraz po obiedzie mielismy do konca dnia spotkania z klientem.

  21. Pewnego razu zrobiono eksperyment. Wysłano zaproszenie na ekskluzywną konferencję do prezesów i dyrektorów. Kiedy się zjechali – do super hotelu, z super atrakcjami – dowiedzieli się że przez dwa dni nie dostaną ani kropli alkoholu. 60% wyjechała….

Leave a Reply to DanielCancel reply