Degustacja piw z browaru Sharp’s

1
1960

Na zaproszenie marki Pilsner Urquell pojechaliśmy (z Bartkiem Napierajem ze Smaków Piwa) do Leeds na Europejską Konferencję Blogerów Piwnych. Wczoraj podczas kolacji mieliśmy okazję degustować piwa z browaru Sharp’s, należącego do Molson Coors, który z kolei jest powiązany kapitałowo z SABMillerem. Listę piw i dania dobrane do nich można zobaczyć tutaj. Pisząc krótko i prosto z mostu – jedno piwo było wybitne, absolutnie genialne i w ogóle rzucało na kolana, trzy piwa były porządne, solidne, natomiast pozostałe były słabe lub tragiczne.

Zacznijmy od tragicznych. Co mnie mocno zaskoczyło to smak bardzo dobrze znanego, choć ewidentnie produkowanego na wielkoprzemysłową skalę piwa, jakim jest Blue Moon. Nie oczekiwałem, że będzie to najlepszy witbier jakiego piłem w życiu, ale liczyłem na piwo solidne lub co najmniej poprawne.

Obstawiam, że piwo było stare i chyba zmęczone dość mocno życiem, bo w niczym nie przypominało witbiera. Dominował aromat rodzynkowy, piana była tragicznie krótka, niemal jak na Coca-Coli, w smaku dominował mleczny nieprzyjemny diacetyl znany z polskich piw dyskontowych. Oprócz tego rozczarowaniem były Honey Spice Tripel, które przypominało w aromacie flegaminę tudzież któryś z antybiotyków dla dzieci. Rozczarowujące było Worrthington Red Shield, które było intensywnie siarkowe, ocierające się wręcz o aromat kanalizacyjny.

Z kolei jego biały brat, czyli Worrthington White Sheild, okazało się całkiem solidnym India Pale Ale w angielskim, nieco nudnym, dystyngowanym stylu. Goryczka co najwyżej średnia, subtelny, by nie napisać nikły, aromat chmielowy. Piło się nieźle, ale jak na IPA było zdecydowanie zbyt słabo chmielone.

Pierwsze, podane jako aperitif, piwo, czyli Single Brew Reserve 2011 było uładzone, delikatne, z subtelnym aromatem chmielu. Zarzucić można mu przede wszystkim zbyt wysokie nasycenie. Co widać zresztą na załączonym obrazku. Jak na ale piwo było zgazowane jak nie przymierzając Coca-Cola czy woda mineralna.

Piwem wartym uwagi, choć moim zdaniem dopiero za kilkanaście miesięcy będzie Quadrupel Ale. Wbrew nazwie jest to piwo w stylu, jak sądzę, barleywine. W miarę nieźle zamaskowany alkohol (10%), ale smak mało złożony, prosty. W aromacie delikatna śliwka w czekoladzie, w smaku nuty rumowe, rodzynki, dość słodkie. Wydaje mi się, że jest po prostu za młode.

Jedynym piwem niebutelkowanym, w dodatku nalewanym grawitacyjnie z drewnianej beczki, było Honey Spice IPA. IPA brzmi nieźle, miodowa już gorzej, jednak piwo pomimo niemalże zerowej piany, było absolutnie genialne. Barwa była bursztynowa, piwo opalizowało, widać na pierwszy rzut oka, że mamy do czynienia z real ale. W aromacie uderza niesamowicie intensywny chmielowo-owocowy koktajl. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z amerykańskimi chmielami. Prawdziwa bomba owocowa, owoce tropikalne, mango, marakuja. W smaku przyjemna, solidna goryczka, na tyle długa, aby budować przyjemny finisz, a jednocześnie w żadnym stopniu nie zalegająca, czy męcząca. Nut miodowych nie byłem w stanie wyizolować z tej mieszanki. Takie piwo miodowe mogę pić litrami. 😉

Na sam koniec jako ciekawostkę podano piwo w karcie figurujące jako „ten zuiden van de hemel” o zawartości alkoholu… na poziomie 21%. Tak, tak alkoholu, nie ekstraktu. Smakowało jak likier piwny. Zagryzione pralinką z białej czekolady, było całkiem przyjemne.

1 KOMENTARZ

  1. Sharp’s Athlantic IPA jest jak dla mnie najlepszym piwem z tego browaru. Najpopularniejszy Doombar jest przereklamowany i w mojej opinii alternatywa dla ludzi pijacych lagery z checia na skosztowanie czegos innego…. Brak balansu pomiedzy slodem i chmielem…

Leave a Reply